Wszystko dobre, co się dobrze kończy Recenzja: W uroczej sieci oszustw „Globe” wszystko jest w porządku

Jako doświadczony widz teatru, który widział sporo moich przedstawień, muszę powiedzieć, że z recenzji, którymi się podzieliłeś, obraz jest dość mieszany.


Wszystko dobre, co się dobrze kończy (Shakespeare’s Globe, Londyn)

Werdykt: Zachwycający labirynt moralny 

Wszystko w porządku to ten rodzaj Szekspira, który może wywołać panikę moralną wśród dzisiejszych purytanów. 

Zastanów się nad szokiem na ich twarzach, gdy spotykają zdeterminowaną młodą damę o imieniu Helen. Wyraża swoje uczucia do powściągliwego arystokraty Bertrama, ale zostaje przez niego odrzucona. Jednak sprawy przybierają nieoczekiwany obrót, gdy współczucie zamienia się w dezaprobatę, gdy okazuje się, że oszukuje go, aby spędził z nią noc bez jego wyraźnej zgody.

W fabule dotyczącej walki o władzę w armii okazuje się, że inny żołnierz, początkowo przedstawiany jako partner Bertrama, zostaje poddany inscenizowanej egzekucji w ramach odwetu za swoją arogancję i strachliwość.

Strona internetowa The Globe ma ponury ton. Zwraca uwagę na takie kwestie, jak napaść na tle seksualnym, przemoc fizyczna, klasizm, mizoginia i homofobia. Nie wspominają jednak, że sztuka jest zabawna, może poszczycić się świetnym tekstem i dowcipnym humorem: „Jeśli lew zabiega o względy łani, musi zginąć z miłości.

Reżyserka Chelsea Walker to niewątpliwie wschodzący talent. Umiejętnie unika zajmowania stanowiska w tej zawiłej, dramatycznej historii. Narracja nie przystaje do współczesnych norm tego, co dopuszczalne.

Początkowo jej prace mogą przypominać produkcję Felliniego, w której wszyscy są w czarnych garniturach i okularach przeciwsłonecznych, a także kobieta w złotej sukni na balkonie, wykonująca ostre, rytmiczne linie. Jednakże Walker utrzymuje element zabawy przez cały czas, gdy narracja rozwija się w sprytną sieć oszustw i podwójnych krzyży, która przenika całą hierarchię jakobejskiego społeczeństwa.

Aktor Richard Katz, znany z ról komiksowych z wytrzeszczonymi oczami, na początku opowieści wciela się w chorego króla Francji. Cierpi na obrzydliwą przypadłość zwaną przetoką. To się jednak zmienia, gdy uzdrawia go Helen Bentall, inteligentna młoda dziewczyna i córka znanego lekarza. Wdzięczny za wyzdrowienie, król postanawia wynagrodzić ją, nalegając, aby Bertram się z nią ożenił.

Jednak zamiast spędzać dni w błogiej harmonii, Bertram (Kit Young) zdecydował się wyruszyć na pole bitwy w ramach ucieczki. W odpowiedzi obmyśliła własną strategię – obejmującą habit zakonny i delikatne dotknięcie szminki – ruch mający na celu konfrontację z nim.

Początkowo sugerowano, że ja, jako Bertram, odrzuciłem Helenę ze względu na mój homoseksualizm. Jednak później okazało się, że była to jedynie wygodna preferencja, ponieważ później zamiast tego oczarowałem młodą nimfę.

Pomimo faktu, że William Robinson, niegdyś sługa i kochanek Parolesa, mógł odnieść korzyść, łagodząc jego intensywność, ostatecznie staje się ofiarą poetyckiej zemsty.

Dzięki delikatnej, ale głębokiej roli Siobhan Redmond w roli matki Bertrama, komedia Szekspira jawi się jako sprytna gra strategiczna, która w zabawny sposób bada dylematy etyczne, a nie prowokuje dyskomfort, a ostatecznie ma na celu rozrywkę.

Poza tym w tym energicznym, żartobliwym wykonaniu przy świecach wszystko jest w porządku… i kończy się bardzo dobrze.

Najlepiej, jeśli ci, którym brakuje uczucia lub wnikliwości w folklor i baśnie, powstrzymają się od zajmowania się takimi historiami.

 

Czerwone buty (Swan Theatre, Stratford-upon-Avon)

Werdykt: Ściśle niechlujstwo  

Niestety, Royal Shakespeare Company zdecydowała się oddać irlandzką autorkę Nancy Harris kontrolę twórczą nad poprawioną adaptacją Czerwonych butów Hansa Christiana Andersena. Ta mrożąca krew w żyłach opowieść opowiada o pobłażliwej sierocie imieniem Karen, która otrzymuje przeklętą parę upragnionych baletek i wyrusza w podróż odkupienia.

Jednym z problemów scenariusza Harrisa jest jego tendencja do włączania zbyt poetyckiego lub rytmicznego języka, co czasami może być niezręczne. Na przykład niektóre wersety zawierają wymuszone rymowanki, na przykład ten, który porównuje stopy Karen zarówno do noszącego, jak i parującego.

Jednak najbardziej rażący błąd ma miejsce, gdy arogancki i głupi książę, rozmawiając z Karen, mówi o tańcu jako o „bajecznych kulach” (co oznacza rodzaj tańca).

Nie ma istotnego tematu satyry poza przybranymi rodzicami, przedstawionymi przez Jamesa Doherty’ego jako podejrzanego mieszkańca Mancuniana i Dianne Pilkington jako niewyrafinowaną Scouser. Ich psychopatyczne dziecko, grane przez Josepha Edwardsa, ostatecznie amputuje stopy Karen.

Przede wszystkim Karen jest często zmartwiona postacią szewca (Sebastien Torkia), która przypomina łapacza dzieci, więc intensyfikuje twórczość Harrisa swoim własnym dramatycznym talentem. Nikki Cheung występuje energicznie jako Karen, ale jej ruchy taneczne są nieco chaotyczne. Jednak muzyka Marca Teitlera wnosi element wyrafinowania.

Stroje łączą w sobie elementy stylu gotyckiego i mody neutralnej pod względem płci. Co ciekawe, reżyserka Kimberley Rampersad podważa charakterystyczny charakter butów Karen, pozwalając innym bohaterom nosić podobne czerwone obuwie.

Szczególnie frustrujące jest to, jak Harris próbuje przedstawić swoją poprawioną pracę jako wolną od moralistycznych wniosków, mimo że nadal zawiera wniosek, który uważa za odpowiedni – zachęcając nas wszystkich do „znalezienia własnego rytmu i tańca”. Zdecyduję się jednak nie brać w tym udziału.

 

[tytuł spektaklu] (Southwark Playhouse, Londyn)

Werdykt: Całkiem nieszkodliwy

Niektórzy mogą nazwać to „metateaterem”, inni opisaliby to jako „introspekcyjne” lub „autorefleksyjne”. Inni, z odrobiną humoru, mogą nazwać to „zaabsorbowaniem sobą”.

Innymi słowy, niezależnie od tego, jak inni mogą to nazwać, oto dodatkowy czarujący przykład: to historia pary młodych chłopaków, którzy przygotowują melodyjne przedstawienie na imprezę w Nowym Jorku – i w 2008 roku otrzymali prestiżową nominację do nagrody Tony w kategorii wielka scena Broadwayu.

Szczerze mówiąc, sprawiło to, że zapragnąłem czegoś mniej… eee, dbającego o siebie.

Ale na jego korzyść przemawia fakt, że jest to niezaprzeczalnie jasny i genialny musical pod względem liczb (czyż nie wszystkie, słyszę, jak płaczesz!).

W tej scenerii para umiarkowanie ekstrawaganckich indywidualności ma napięty termin trzech tygodni na skomponowanie spektaklu… skupiającego się na ich własnych zmaganiach o stworzenie serialu w tych samych ramach czasowych.

W Nowym Jorku można zobaczyć dowcipne podejście do życia, które nawiązuje do humoru programu telewizyjnego Seinfeld. Całość uzupełniają skoczne melodie Jeffa Bowena, które niosą ze sobą improwizacyjny urok.

Chłopcy śpiewają o mękach związanych z wymyślaniem fabuły i wypełnianiem formularza zgłoszeniowego (tam dostają tytuł utworu), a dwie kobiety z ich obsady gadają o swoich rywalizacjach.

Choć to wszystko jest zabawne i optymistyczne, postacie są trochę niewyraźne i niekwestionowane.

W bardziej naturalny i łatwy do odczytania sposób: autor tekstów Jeff (Thomas Oxley) to nieco ekstrawagancki, ciemnowłosy, aspirujący talent. Dramaturg Hunter Bell (Cahir O’Neill, zastępujący Jacoba Fowlera) to nieco ekstrawagancki blondyn, pełen nadziei.

Abbie Budden wkracza na scenę, grając uroczą, ale zuchwałą dziewczynę z chóru. Z drugiej strony Mary Moore gra aktora zmęczonego teatrem, próbującego opuścić scenę.

Rozważając zarówno ich twórcze aspiracje, jak i wątpliwości, Tom Chippendale gra melodie na klawiaturze, od czasu do czasu podsuwając sugestie.

Mimo że kostiumy w tej niskobudżetowej produkcji są życzliwe, podczas oglądania wydają się nudne i nieatrakcyjne.

Niemniej jednak jest to niezwykły spektakl, rozgrywający się w przełomowym miejscu, które niegdyś sprzyjało rozwojowi „Ciekawego przypadku Benjamina Buttona” przed jego przeprowadzką na West End, i ma powitać Kenrexa, imponującą, na wpół muzyczną produkcję kryminalną, która miał niedawno premierę w Sheffield.

[tytuł spektaklu] będzie można oglądać w Southwark Playhouse do 30 listopada.

2024-11-22 04:05