Recenzja Didi: Świetnie zaobserwowany dramat, PISZE Brian Viner

Recenzja Didi: Świetnie zaobserwowany dramat, PISZE Brian Viner

Jako kinomaniak z ponad czterdziestoletnim stażem w branży filmowej muszę przyznać, że powrót do ponadczasowego uroku Mary Poppins zawsze jest przyjemnością. 60. rocznica powstania tego kinowego arcydzieła przywołuje miłe wspomnienia oglądania go w dzieciństwie i bycia oczarowanym jego fantazją i magią.

Werdykt: Świetnie obejrzany dramat

Ponieważ niektórym rodzicom zbliża się długi, jałowy okres wakacji, przypominający rozległą, spaloną słońcem pustynię Gobi, oklaskujmy kina w naszym kraju za zapewnienie kilku orzeźwiających miejsc rozrywki.

Jako oddany miłośnik filmów gorąco polecam najpopularniejszy film tego tygodnia: Didi. Ten film to pełna humoru, a zarazem głęboka eksploracja okresu dojrzewania, która głęboko rezonuje zarówno z nastolatkami, jak i dorosłymi, którzy wciąż pamiętają trudy tamtych lat. Od trądziku po zauroczenia, niezręczne spotkania, presję rówieśników i napięte relacje między rodzeństwem – obejmuje to wszystko.

Co więcej, częściowo autobiograficzny film Seana Wanga, będący znakomitym pierwszym filmem fabularnym, kładzie głębszy związek z osobami, których okres dorastania naznaczony był przez rodziców-imigrantów, samotne matki oferujące wskazówki lub uparte babcie mieszkające w tym samym gospodarstwie domowym. W tej historii trzynastoletni Chris (świetnie zagrany przez Izaaca Wanga) musi sobie poradzić ze wszystkimi trzema sytuacjami.

W 2008 roku Chris, pieszczotliwie nazywany „Didi” przez swoich bliskich i „Wang Wang” przez swoich przyjaciół, mieszka we Fremont w Kalifornii. Dzieli ten dom ze swoją mamą Chungsing (Joan Chen), starszą siostrą Vivian (Shirley Chen) i babcią ze strony ojca Nai Nai (Chang Li Hua). Ojciec Chrisa mieszka na Tajwanie i wysyła pieniądze rodzinie, ale jego nieobecność jest dla Chungsing powodem do urazy i ciągłym źródłem tarć z jej teściową.

W tym domu napięcie jest wyczuwalne, gdy Chungsing obserwuje, jak jej w pełni kalifornijskie potomstwo przystosowuje się do nowych warunków, a na jej twarzy widać mieszankę dumy i lęku. Tymczasem Chris i Vivian często głośno się kłócą. Jednak wraz z obecnością w domu trzech kobiet relacje Chrisa rozwijają się w bardziej zróżnicowany sposób. Scenariusz i wykonanie są szczególnie wzruszające.

Recenzja Didi: Świetnie zaobserwowany dramat, PISZE Brian Viner

Poza zaciszem domu jego życie pozostaje równie skomplikowane. Podkochuje się w swojej koleżance z klasy, Madi, a oznaki zarówno ekscytujące, jak i wywołujące niepokój sugerują, że może być zainteresowana. Zamiast postrzegać jej komentarz „Jesteś całkiem uroczy jak na Azjatkę” jako obelgę lub rasistowską uwagę, postanawia zinterpretować go jako pozytywny gest.

Jeśli chodzi o jego przyjaźnie z mężczyznami, zmieniają się one z powodu niezdarnej nawigacji Chrisa po szybko rozwijającym się krajobrazie mediów społecznościowych. W szkole konfrontuje się z prześladowcami, co wpędza go w gorącą wodę. W lokalnym centrum handlowym nawiązuje przyjaźnie z popularnymi starszymi dzieciakami – grupą deskorolkarzy, którzy proszą go, aby został ich oficjalnym kamerzystą. Jest zadowolony i podekscytowany tą szansą, ale jak to często bywa w innych aspektach jego życia, potyka się z powodu pragnienia przynależności. Nie trzeba długo czekać, aby jego przygoda z jazdą na deskorolce legła w gruzach.

Niektóre momenty są tragiczne i zabawne, ale całość wydaje się autentyczna, intrygująca i urzekająca. Reżyser sprytnie powstrzymuje się od zgrabnego podsumowania konwencjonalnych zakończeń, unikając typowych wątków fabularnych typowych dla filmów o dorastaniu.

Zamiast tego udaje mu się utrzymać nieco ponad dziewięćdziesiąt minut, co może nie wydawać się idealne na spokojne popołudnie w czasie wakacji szkolnych, ale ukazuje zwięzły i wciągający styl opowiadania historii, o którym niestety niektórzy doświadczeni filmowcy najwyraźniej zapomnieli.

 

Werdykt: Usuwa oryginał

Dla mniejszych dzieci film „Harold i fioletowa kredka”, nazwany na cześć ukochanej książki z ich przeszłości pod tym samym tytułem, niestety nie oddaje istoty tak umiejętnie wyreżyserowanej przez Carlosa Saldanha.

W 1955 roku Crockett Johnson napisał zachwycającą opowieść o małym dziecku, które za pomocą fioletowej kredki ożywiło urzekającą nocną krainę. Ten pełen wyobraźni chłopiec w końcu znalazł drogę powrotną do domu, szkicując ramkę wokół samego Księżyca.

20 lat temu koniec tego filmu wywoływał u naszych dzieci pełne zadowolenia i senne westchnienia. Teraz waham się, czy powiedzieć im, że w rzeczywistości Harold, grany przez Zachary’ego Leviego, to nie tylko dzieciak, ale głupkowaty dorosły mężczyzna, który zaprzyjaźnia się z chłopcem o imieniu Mel (Benjamin Bottani), którego kredką ożywia jego rysunki.

W serialu występują przyjemne momenty, które przywodzą na myśl serial telewizyjny Mork i Mindy z lat 70. XX wieku. Wydaje się, że Zooey Deschanel, grająca Terri (owdowiałą matkę Mel), została wybrana ze względu na jej podobieństwo do Pam Dawber, która w przeszłości grała Mindy. Jemaine Clement jest przezabawny w roli przebiegłego bibliotekarza Gary’ego, który żywi uczucia do Terri.

Ale nic to nie powstrzymało mojego delikatnie kipiącego oburzenia, ponieważ historia z oryginału Crocketta jest tak odległa.

Recenzja Didi: Świetnie zaobserwowany dramat, PISZE Brian Viner
 

Werdykt: Dziwnie retro

Królestwo Kensuke to kolejna adaptacja, animowana wersja powieści autora Michaela Morpurgo.

Głównym bohaterem jest Michael, młody chłopak, któremu podkłada głos Aaron MacGregor, który przypadkowo spada ze statku podczas globalnego rejsu żeglarskiego z rodzicami, Sally Hawkins i Cillianem Murphym, oraz rodzinnym zwierzakiem Stellą. Trafiają na samotną wyspę na Pacyfiku, gdzie mieszka i opiekuje się nim starszy japoński ocalały z wojny, grany przez Kena Watanabe.

Innymi słowy, Królestwo Kensuke wydaje się oferować znacznie więcej, niż w rzeczywistości zapewnia, biorąc pod uwagę utalentowanych aktorów głosowych i fabułę napisaną przez Franka Cottrella-Boyce’a.

Pulsuje zdrowym urokiem, ale szczególnie animacja polegająca na rysowaniu linii jest niepokojąco retro, dziwnie przypominająca innego klasyka z lat 70., Scooby-Doo. Wszystkie filmy są już w kinach.

Recenzja Didi: Świetnie zaobserwowany dramat, PISZE Brian Viner
Recenzja Didi: Świetnie zaobserwowany dramat, PISZE Brian Viner
 

Maryja obchodzi 60. superkalifragilistyczne lata! 

Jako dziecko dorastałem i oglądałem Mary Poppins, a po latach miałem szczęście uczestniczyć w sesji pytań i odpowiedzi z Damą Julie Andrews na Festiwalu Filmowym w Wenecji, więc mogę śmiało powiedzieć, że ten klasyczny film zajmuje szczególne miejsce w moim sercu. Sposób, w jaki łączy w sobie magiczną narrację, chwytliwą muzykę i ponadczasowe przesłanie o miłości, rodzinie i znaczeniu wyobraźni, czyni z niego naprawdę niezwykłe dzieło kina. Słuchanie Dame Andrews opowiadającej o swoich doświadczeniach związanych z powołaniem do życia Mary Poppins tylko pogłębiło moje uznanie dla tego filmu i uważam, że jego przesłanie rezonuje dziś jeszcze silniej niż wtedy, gdy został wydany po raz pierwszy 60 lat temu.

1. Nie miała żadnych plotek, którymi mogłaby się podzielić. Film z 1964 roku przyniósł jej Oscara dla najlepszej aktorki. Atmosfera na planie była radosna, w dużej mierze za sprawą jej współpracownika, Dicka Van Dyke’a, który wcielił się w rolę kominiarza Berta i mógł mieć problemy z wymową w stylu Cockney, ale wszędzie emanował pozytywnym nastawieniem.

Karen Dotrice, aktorka grająca Jane Banks, dzieli się wspaniałymi anegdotami o tym, jak Van Dyke przyjął wobec niej ojcowską rolę, a także pielęgnuje ciepłe wspomnienia Walta Disneya.

Podczas spokojnych weekendów Disney często organizował dla niego, jego matki i sióstr odlot na jego luksusowe ranczo w Palm Springs jego osobistym samolotem, pieszczotliwie nazywanym „Myszką Miki Jeden”. Jednak ze względu na strach młodego Dotrice przed lataniem osobiście dostosował wnętrze tak, aby przypominało sklep ze słodyczami.

To naprawdę wspaniałe odkryć, że tworzenie Mary Poppins było tak samo przyjemne, jak oglądanie jej przez te wszystkie lata.

Recenzja Didi: Świetnie zaobserwowany dramat, PISZE Brian Viner

Krótko mówiąc, pomimo tego, że film „Na ratunek panu Banksowi” z 2013 roku uznał za przyjemny, uważam, że złagodził on niektóre ostre cechy P.L. Travers, twórczyni Mary Poppins, którą w filmie zagrała Emma Thompson, w stopniu, który może nie w pełni oddawać jej prawdziwą, budzącą grozę naturę.

Richard Sherman, który na potrzeby filmu stworzył wraz ze swoim bratem Bobem wyjątkowy duet autorów piosenek, zmarł niedawno tego lata, wspominając Traversa jako osobę „zamrożoną na stałe”, czyli, mówiąc prościej, osobę zimną jak kostka lodu.

Film „Mary Poppins” jest teraz wyświetlany w wybranych kinach i można go oglądać na platformie Disney+.

2024-08-02 03:49