Nazywa to „błyskawiczną katastrofą”. Wygodnie niejasne określenie chwili czystej, nieskażonej histerii rynkowej. Mrugnięcie, drżenie i – puf! – 70% zniknęło. Ale pamiętaj, tylko na Binance. Jakby chaos był zamknięty w jednej, złoconej klatce. To tak, jakby sam rynek szepnął okrutny żart: „Tutaj, przez chwilę rzuć okiem na finansową ruinę, a potem szybko zapomnij, że to wszystko się wydarzyło”. Niska płynność, mruczą. Duże zlecenia sprzedaży. Pozycje lewarowane upadają jak źle skonstruowane ideologie. To raczej… zwykłe wyjaśnienia dramatu na taką skalę, nie sądzisz? Najwyraźniej mniej handlarzy. Szczerze mówiąc, kto dobrowolnie monitoruje kryptowaluty w Święta Bożego Narodzenia?