Florence Pugh stwierdziła, że ​​scena porodu w „Żyjemy w czasie” jest „wyczerpująca”

Florence Pugh stwierdziła, że ​​scena porodu w „Żyjemy w czasie” jest „wyczerpująca”

Jako zagorzały wielbiciel Florence Pugh i jej urzekających kreacji, jestem całkowicie oczarowany jej najnowszym przedsięwzięciem „We Live in Time”. Oglądanie jej roli Almut, kobiety zmagającej się z rakiem, jest po prostu hipnotyzujące. Jej zaangażowanie w rzemiosło jest widoczne, szczególnie w intensywnej scenie porodu, którą opisuje jako zarówno piękną, jak i wyczerpującą – co stanowi świadectwo jej niezachwianego zaangażowania.


Florence Pugh miała wczesną zapowiedź macierzyństwa podczas kręcenia swojego nadchodzącego filmu Żyjemy w czasie.

28-letnia Pugh z podekscytowaniem podzieliła się swoim podziwem dla sfilmowania sceny porodu na czerwonym dywanie podczas premiery 6 września na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto. Wyznała, że ​​chociaż zobaczy tylko niewielką część, cała scena porodu była niesamowicie piękna i wyczerpująca, potencjalnie najpiękniejsza, jakiej kiedykolwiek doświadczyła. To zdanie zostało przekazane za pośrednictwem TikToka firmy StudioCanal.

Nominowana do Oscara dodała żartobliwie: „A ja nawet nie miałam dziecka, żeby to udowodnić”.

Jak stwierdził Pugh, ogólne wrażenia związane z kręceniem sceny porodu były niezwykle intensywne.

Jako zagorzały wielbiciel, byłem zachwycony, będąc świadkiem olśniewającej premiery naszego arcydzieła w TIFF, gdzie Pugh i mój ukochany współpracownik, Andrew Garfield, pojawili się na czerwonym dywanie niczym członkowie rodziny królewskiej. W promiennej sukni balowej Tamary Ralph w kolorze Barbie różowej Pugh emanowała elegancją i wdziękiem, podczas gdy Garfield (41 lat) włożył stylowy szary garnitur, który doskonale uzupełniał jego charyzmę.

„Żyjemy w czasie” to podnosząca na duchu, pełna humoru i wciągająca historia miłosna z udziałem Almuta (Pugh) i Tobiasa (Garfield). Narracja, napisana przez brytyjskiego dramaturga Nicka Payne’a, przedstawia ich związek, którego kulminacją było zdiagnozowanie raka u bohatera Pugha.

Garfield ze swojej strony odniósł się do własnych doświadczeń związanych ze stratą dla filmu.

Florence Pugh stwierdziła, że ​​scena porodu w „Żyjemy w czasie” jest „wyczerpująca”

Po projekcji filmu powiedział reporterom TIFF, że wydawało się, że mamy szczęśliwą okazję do włączenia w produkcję naszych osobistych, prywatnych spraw w sposób, który jest dla nas terapeutyczny, a być może także korzystny dla widzów. Projekt miał niesamowicie mocne podstawy, a jeśli chodzi o specyfikę przygotowań, wydaje się, że to jeden z tych filmów, w których nie chce się wcześniej wiedzieć, co kryje się za każdą sceną, o czym wspomniała wcześniej Florence.

Skomentował: „Być może nie chcesz być świadomy tego, co będzie dalej w tym ujęciu. Taka sytuacja pojawia się tylko wtedy, gdy masz partnera scenicznego, na którym możesz się skupić, dostroić, uważnie słuchać i któremu ufasz, poprowadzi cię ku najbardziej autentyczny i autentyczny występ – taka właśnie jest Florencja. Znalezienie takiego partnera jest rzadkością.

W innej części rozmowy Garfield wyraził swoje podekscytowanie obejrzeniem na dużym kinowym ekranie filmu „Żyjemy w czasie”.

W tej konkretnej produkcji poczułem, że pociąga mnie poczucie rezygnacji, poddania się, jeśli można tak powiedzieć, głębiej niż w przypadku jakiegokolwiek innego filmu, nad którym pracowałem. Była to kwestia zaufania i odpuszczenia, a temat ten znalazł odzwierciedlenie w samym filmie. Kiedy patrzyłem, jak to się dzieje dzisiejszego wieczoru, były przypadki, które poruszyły mnie w sposób, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyłem.

Premiera filmu Żyjemy w czasie odbędzie się w kinach 11 października.

2024-09-09 04:52